He he he,
Witaj kochany pamiętniku, Pamiętam, że bardzo dawno temu tak gdzieś ktoś
rozpoczynał pisanie. Postanowiłem sobie wtedy zapamiętać te słowa i kiedyś, w
mniej lub bardziej dalekiej przyszłości zastosować je w odpowiednim momencie.
Moment niestety nie nadchodził a ja powoli zapominałem o mej obietnicy i w
końcu definitywnie mi to z główki wyleciało. Przed chwilą, gdy zasiadłem do
pisania przypomniałem sobie i postanowiłem tak zacząć. Więc jeszcze raz:
"WITAJ KOCHANY PAMIĘTNIKU"
I już spełniłem swoje dziecięce marzenia a, że już zacząłem
wspominać przeto pociągnę ten temat dzisiaj. Ostatnie moje wspominki były na
temat szalonych lat osiemdziesiątych. Tak po prawdzie to dla mnie szalone były
tylko w drugiej połowie. Jako, że pierwsza połowa była dziecięca, to druga była
młodzieżowa. Ta druga połowa to szaleństwo dyskotek, to mazury z kolegami, to
osiedlowa fontanna, to pierwsze miłostki i miłości, to w końcu moda i ubranka
na które bardziej zacząłem zwracać uwagę (z racji tych miłostek). Ach -
zapomniał bym o szkole.
Mieszkałem
na osiedlu w wielkim mieście. Wybudowane zostało na początku 1970 roku. Ktoś
kto je projektował był naprawdę fachowcem w swym zawodzie bo zrobił je z głową.
Trzy punktowce każdy z nich dziesięć
pięter, pomiędzy nimi potężna górka, trzy place zabaw, boisko do piłki nożnej,
boisko do kosza, fontanna, klub osiedlowy, przedszkole. Bloki pobudowano tak że
ich okna wychodziły z jednej strony na północ, z drugiej na południe. Z boków
tych dziesięcio piętrowców zbudowano dwa bloki cztero piętrowe. Jeden był po
jednej stronie drugi po drugiej. Ich okna wychodziły: wschód - zachód. Z
wielkim poczuciem wyobraźni można było powiedzieć, że osiedle było jak zamek.
Całe moje życie odbywało się w jego murach, najpierw na placu zabaw potem na osiedlowym
baseniku, jeszcze później w klubie. Był to czas przemian systemowych. Cała
Polska była biedna i upadła jak anioł ciemności a i tak było dla nas kolorowo i
wesoło.
Szczytem mody były
spodnie maviny lub piramidy, buty sofipol za kostkę lub też i nie za kostkę,
bluza Ludowego Wojska Polskiego i wsio. Dochodziła tam jeszcze jakaś koszulka
ale kto tym by sie martwił. Spodnie można było kupić na zwykłych polowych
łóżkach rozstawionych gdzie kto chciał. Towar Turecki. Klientela to przypadkowi
przechodnie - ino świst i juz towar sprzedany. Na takie spodnie to człowiek
najpierw namawiał mamę potem kombinował kiedy najlepiej wyjść z fundatorem na
zakupy aż w końcu po wielu wyjściach (w moim przypadku trzech) mogłem
poszczycić się upragnionymi spodniami. Teraz miał bym niejakie opory by je
założyć ale wtedy to ja byłem elegant, że proszę siadać. Kurteczka wojskowa
była tylko z nazwy wojskowa bo miała ciemniejszy nadruk i przypominała
strażacką. Jednak ja dałbym się zabić twierdząc wszem i wobec , że kurtka moja
to nowy model z sił specjalnych. Dziwne
jest to, że wszyscy mi wierzyli a jaka prawda to zostanie owianą mgłą
tajemnicy. Z ta kurteczka to tez ubaw był wielki bo nie mogłem znaleźć swojego
rozmiaru. Niby na długość wszystko gra jednak rękawki kuse. Rad nie rad kupiłem
to co było a mama moja przy pomocy nożyczek i igły z nicią dokonała cudu
przyprawiając mi te brakujące centymetry. Kurtka poprzez maminą modernizację
zyskała nowy smak i wygląd. Miała w sobie istne szaleństwo i jestem święcie
przekonany, że taką kurtałkę miałem tylko ja. Buty załatwił mi tata. Załatwił
bo normalnie nie można było ich dostać. Pomimo oszczędnego chodzenia i tak
podeszwa wkrótce mi pękła na pół i juz można było w bucikach chodzić tylko przy
dobrej pogodzie bo jak deszcz to niestety.
Pamiętam
jak grzmotnęło w Czarnobylu w 86, pamiętam apel na sali gimnastycznej w szkole,
pamiętam zdenerwowanych rodziców i dorosłych, pamiętam kolejkę do ośrodka
zdrowia gdzie musieliśmy pić płyn, który nawet po tylu latach jest naj
ohydniejszą rzeczą którą piłem.
|
fot. internet |
Pamiętam
jak w pierwszej klasie szkoły średniej zostałem zaproszony przez koleżankę na
sylwestra. No oczywiście sie zgodziłem, wszak to pierwszy sylwester w moim
życiu. Poszedłem tam razem z kolegą. Towarzystwa nie znaliśmy ale ono znało nas
wiec bez większych problemów nawiązaliśmy rozmowy. Była tam jedna bardzo
zgrabna dziewczyna która szalenie mi się spodobała. Muzyka poczęła grać więc ja
doskoczyłem niczym lampart do niej i już proszę w tany i w tym momencie klops.
Moje bóstwo zaszczebiotało do mnie "Jakim stylem zatańczymy?" Zjadło
mnie bo ze stylów tańca to nic nie znałem ale chciałem jakoś rozpocząć te
znajomość. Odpowiedziałem poimprowizujemy i... drugi klops bo wyszło fatalnie.
Ale od czego dobry humor i optymizm, nie zawieszam broni na kołku tylko
przygotowuje sie do następnego ataku i .... trzeci klops. Kolega z jej klasy
poprosił ją a drugi poprosił gospodynię do tańca. Magnetofon zawył, pary
zawirowały i matko jedyna te chłopaczki wyglądające przy nas lwach salonowych
nijako, zaczęli wywijać z partnerkami po całym parkiecie. No ja juz tej nocy
nie pobawiłem się. Razem z kolega próbowaliśmy
ten ogień porażki ugasić przy pomocy wina i piwa. Szybko sie
przestroiliśmy i sylwester przeszedł do historii. Jeszcze nad ranem coś tam próbowałem
ugrać z ma niedoszła miłością ale cosik bardziej ciągnęła do tego męczybuły
który z nią wywijał. Popatrzyłem smutno na koleżkę i powiedziałem do niego
"idziemy na kurs tańca" Kolega się zgodził bo chyba nie muszę
dodawać, że tańczył jeszcze gorzej niż ja. Jeszcze tego samego tygodnia
zapisaliśmy się do klubu tanecznego na kurs tańca.
Ojejku myślałem,
że jednym postem uporam sie z końcem lat '80 ale widzę, że na wspominki mi się
tu robi. Może to i dobrze bo tematów w szpitalu nie ma zbyt wiele a tak
przynajmniej częściowo nudę zabiję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz