Witaj mój
pamiętniku. Dawno mnie tu nie było ale po prostu internet nie chodził a ja
miałem masę spraw na głowie. Głowa na miejscu, sprawy nie załatwione do końca
ale optymistycznie patrzę się w przyszłość. Moja wielka bitwa o
zachowanie nogi zakończyła się porażką. W sumie to nikt prócz mnie nie wierzył
w to bym ją zachował. Niby wygrałem w jakiś tam minimalny sposób bo mogę z nią żyć
tak jak teraz to czynie. A jak to robie ? Ano od niedzieli jestem poza
szpitalem, sam sobie panem,, żeglarzem i sterem. Jestem już porządnie wymęczony
tym stanem ciągłego czuwania. Z moja nogą jest bardzo nie ciekawie. Kości się
rozpuszczają, niby robią to bardziej powoli niż dwa miesiące temu jednak
proceder ten trwa i będzie trwał aż po kres mych dni. Teoretycznie można z tym
żyć. Mogę pojechać do Warszawy zamówić u szewca buty, potem na ten specjalny
bucik założyć but odciążający i żyć. Co drugi dzień do lekarza na zmianę
opatrunku i żyć. Żyć obchodząc się z noga jak z jajkiem, nie jeżdżąc na
rowerze, nie jeżdżąc samochodem poruszając się o kulach. Żyć na marginesie bo
praca zawodowa w rachubę nie wchodzi. Tylko renta lub zapomoga. W sumie nieźle.
Tylko, że mi się coś w głowie ubzdurało i chcę żyć po dawnemu. Mam parę
pomysłów i bardzo bym chciał je zrealizować. Zwariowałem na stare lata ale nic
na to nie mogę poradzić. Czyżbym chciał sobie samemu coś udowodnić i to na
siłę? Nie wiem bo nawet nie zastanawiałem się nad tym zbytnio. Ot po prostu
chce wykonać wszystkie dostępne opcję by potem powiedzieć:
"próbowałeś". Nie dopuszczam do siebie grama porażki. Jestem pewny i
i zarazem śmiać mi się z tego chce. Po tygodniu walki z nogą w którym trzy razy
skocił bym się o mały włos ze schodów, w którym kicałem na jednej nodze
oszczędzając drugą, w którym poznałem co to takiego niemoc na zakupach, w
którym zobaczyłem i poczułem że człowiek o kulach jest dla wszystkich niczym bo
w mordę za bardzo nie może dać, po rozmyśleniach noc w noc postanowiłem, że
dobrze robie poddając się i idąc na skróty. Termin niby wyznaczony, ja
teoretycznie przygotowany, dzieci zaznajomione z tematem - tylko boje się
bardzo. No ale tego to już chyba nie przeskoczę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz